wtorek, 25 października 2011

Jesień

Od miesiąca mam nową pracę- drugą pracę. Jeszcze nigdy nie ciągnęłam dwóch etatów, ale jeśli inni mogą mogę i ja spróbować.Najlepsze że mój nowy pracodawca zatrudnił dużą grupę osób które od miesiąca nie mają właściwie co robić. Na początku było" happy" ale to siedzenie i nic nierobienie już męczy. Co dzień mamy nadzieję że dziś coś ruszy. Nie będziemy głośno narzekać, bo czy się siedzi czy się leży 50 złotych się należy. Mamy czas na zapoznanie, na oswojenie ale i na przeziębienie. I tak po niespełna miesiącu pracy załapałam jakiegoś wirusa i samopoczucie okropne.

czwartek, 1 września 2011

Leniuchowanie

Już kilka dni minęło jak wróciłam.Wyjazd w dobrze znane strony ma swoje plusy i minusy. Wiemy gdzie wysiąść, dokąd warto iść. Nie gubimy się, nie krążymy, nie musimy się nikogo pytać. Brak jednak zaskoczenia, niespodzianki, adrenalinki. Czy napewno tam i czy zdążymy? To miał być relaks i odpoczynek. Pogoda można powiedzieć, że się trafiła. Na tygodniowy wyjazd i tak kapryśne lato trzeba było mieć farta. Oprócz leżenia na plaży od którego bolały mnie już boki wybrałyśmy się do Jastarni, Władysławowa, Sopotu i Gdańska.
Te wycieczki tak z nudów i dla przyjemności mojej mamy która już dawno nigdzie nie wyjeżdżała. Nie widziałam jednak u niej uśmiechu i zadowolenia. Była zmęczona i zagubiona, nieobyta z tłokiem, hałasem i obcymi miejscami. Więc i ja nie miałam z tego zbyt dużo radości. Dużo przyjemniej byłoby wziąść ze sobą trójkę cudzych dzieci które nigdy jeszcze nie widziały morza, nie były w Trójmieście, nie płynęły statkiem. Ich radość napewno udzielałaby się i mi.

Jedyną atrakcją było dla mnie wejście na wieżę kościoła Mariackiego w Gdańsku. Wysoka i bardzo szeroka wieża, dwa wielkie dzwony, piękna panorama Gdańska z dachu.



Dużą przyjemność sprawia mi oglądanie żaglówek i kutrów rybackich stojących w porcie.



Koniec sezonu to czas kiedy nad morzem robi się trochę luźniej i spokojniej. Leniuchowanie pozwoliło mi  częściej zatrzymać się i popatrzeć na przyrodę i momenty które trwają tylko chwilę i warto je uwiecznić. Powstało trochę zdjęć. Z reguły dobrych, choć dopiero przyzwyczajam się do mojej kamery. Znalazł się czas na jakieś inne ustawienia i eksperymenty.






 Już wiem, że na następny wyjazd chcę pojechać tam gdzie jeszcze nie byłam. Na przykład Mazury i Podlasie. Ale tak bardzo chciałabym jechać z kimś chętnym na włóczęgę pociągiem, pekaesem, może rowerem.




poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Marzenia

Czy można ułożyć sobie życie po czterdziestce? Jakie są szanse na znalezienie tak zwanej drugiej połówki? Doświadczenie życiowe jest już spore, przyjemności i trudy macierzyństwa już za nami. W tym wieku z reguły wiemy co lubimy a co jest nie do przyjęcia. Jeśli wiemy że nic nas w życiu nie ucieszy tak jak drugi człowiek obok możemy próbować (a nawet powinniśmy). Trzeba uzbroić się w cierpliwość, trzeba uodpornić się na różne sytuacje w końcu trzeba dać sobie szansę na lepsze poznanie. Niekiedy całkowita odmiana w życiu może nadać mu nowy sens(ogólnie sens). Tkwimy w skorupie, układach i własnych nawykach. Choć chcemy coś zmienić - nie potrafimy.

Marzy mi się wyprowadzka z Łodzi, mały domek na wsi, ogródek, w okolicy las, łąki, rzeka. To wszystko cieszy moje oczy i cieszyłoby serce. Bliski człowiek przy boku i prosta praca do emerytury. Nie wszyscy chcą mieć super i najwięcej.

sobota, 6 sierpnia 2011

Smutek i żal

Dawno nie pisałam,ale dziś mam taką potrzebę. Jestem rozżalona, zdesperowana i zdecydowana na zmiany. Po ośmiu latach pracy w jednej firmie jestem wręcz zmuszona szukać czegoś innego. Nie daję rady finansowo i nie ma się czemu dziwić. Lubię pracę w sklepie, lubię koleżanki w pracy ale 800-900 złotych to naprawdę nie są pieniądze za które można przeżyć. Z roku na rok wszystko drożeje a ja (o zgrozo) zarabiam coraz mniej.
Jeszcze w sierpniu zaplanowany urlop nad wytęsknionym morzem a potem biorę się intensywnie za poszukiwanie innej pracy. Nie ma na co czekać i czym się łudzić.
Jest taka stronka Uśmiechkasjerki.pl a ja wczoraj pracowałam ze łzami w oczach. Tak zdołowała mnie rozmowa z kierowniczką.
Na poprawienie sobie nastroju zdjęcie znad morza, z Chałup do których się wybieram.

środa, 20 lipca 2011

Nasz kochany senior


Wtorkowa cotygodniówka w firmie. W pracy gdzie wmawiają ci że masz pracować szybko i sprawnie a komputer wylicza twoją szybkość wtorki są dniami przegadanymi i nerwowymi. Jeśli masz szczęście i senior da ci kartę w odpowiednim czasie to musisz spojrzeć mu w oczy i ocenić jego wiek. Jeśli wyda ci się zbyt młody i poprosisz o dowód spotykasz się z nieuprzejmymi uwagami na swój temat. Teraz powinnaś wszystko policzyć, przyjąć wszelkie kupony, bony i co tylko klient ma i chce zrealizować, kartę lub gotówkę i wydać seniorowi e-kupon jeśli się wydrukował . Okazuje się jednak że wymaga się od ciebie dużo więcej. Masz przewidzieć o ile e-kupony zmniejszą zakupy i przypomnieć sobie czy wśród zakupów było jakieś piwko, napój energetyzujący, czy mleczko dla bobasa bo one też zmniejszą sumę zakupów. Chyba trzeba za przeproszeniem to olać, udać głupa lub postawić sobie tabliczkę "kasa obsługiwana przez osobę głuchoniemą". Inaczej damy się zwariować. I tak już jest głupotą pracować tu za te pieniądze w takich warunkach.


Sam pomysł zniżek dla seniorów jest z pewnością dobry, ale ciężko ludziom starszym wytłumaczyć zasady tej akcji. Same kasjerki gubią się w tym, tym bardziej że jest wielu nowych pracowników sezonowych traktujących swoją pracę lekko i wakacyjnie. To nie rynek i nie ma się co targować. Gdy stoi się na końcu kolejki to każdemu się spieszy a gdy się pakuje to chciałby powoli i z pogadanką. Czy to jest logiczne?
Zabawa ma swoje zasady i jest dla chętnych a komentarze że Carrefour  żałuje emerytom na alkohol są żenujące. Życzę każdemu miłej współpracy z seniorami za 800zł i 1/2 etatu.

czwartek, 14 lipca 2011

Nasze morze

Wakacje w pełni . Choć pogoda nie rozpieszcza to myśl o wakacyjnym wyjeździe tkwi w głowie. Posiadacze samochodów mają pełną swobodę wyboru, ale pozostali są już sporo ograniczeni. Sierpniowy urlop postanowiłam spędzić nad morzem. Chciałam jechać pociągiem i bez przesiadek. Łódź jest bardzo uboga w połączenia kolejowe. Bez przesiadek dojedziemy tylko do Świnoujścia lub na Hel. Ciekawostką jest ponadto, że jadąc na Hel bez przesiadki jadę dłużej i drożej niż z przesiadką. Świnoujście odwiedziłam w ubiegłym roku, więc odpada. Pozostaje kierunek- Hel.
Świnoujście jest sporym miastem z wieloma miejscami do spacerów, sklepami, nadmorską promenadą. Zaskoczyła mnie ilość ścieżek rowerowych (gdybym tylko mogła przyjechać tu z rowerem).Każdy ma swoją hierarchię atrakcji turystycznych. Dla mnie w Świnoujściu to przeprawa promowa, najwyższa w Polsce latarnia morska, park zdrojowy, piękna szeroka plaża z długim kamienistym cyplem i pobliskie niemieckie miasteczka z ładną zabudową. Wszystko można objechać wypożyczonym rowerem. W okolicach latarni morskiej znajdziemy puste dzikie plaże.

W ubiegłym roku początek lipca był wręcz upalny. Codziennie plaża. Łażenie po mieście to była udręka. A spanie przy otwartych oknach gdy przed domkiem do późna siedziało rozbawione towarzystwo było wręcz niemożliwe. Po tygodniu chciałam już wyjechać niewyspana i zmęczona. Powiedziałam sobie że na przyszłość jadę do jakiejś małej dziury z dala od ludzi.
W tym roku więc do Chałup. Będzie blisko nad morze i nad zatokę. Byłam już trzy razy. Dwa na campingach i raz na kwaterze. Ścieżka rowerowa prowadząca z Pucka przez Władysławowo na Hel to wspaniała sprawa.
Z nudów można podjechać pociągiem lub busem do Władysławowa. Połazić po porcie.

Już cieszę się na myśl o wyjeździe i mam nadzieję na ładną pogodę. Oczywiście liczę też na PKP:)

środa, 13 lipca 2011

Idzie nowe

Dzisiaj 13sty a jednak wszystko poszło sprawnie. Najwięcej radochy z nowych łóżeczek. Miłe zaskoczenie zakupami w sieci. Szybko i sprawnie. W poniedziałek płacisz a we wtorek 10 rano przesyłka pod same drzwi. To nie bez znaczenia gdy mieszka się na czwartym piętrze:)
Jeden tapczanik udało się szczęśliwie sprzedać a drugi trzeba było jakoś znieść na śmietnik. Skręcenie łóżek to betka przy moim doświadczeniu życiowym. Na zdjęciu jeszcze bez materacy, ale jest cały komplet.
Zaraz idę wypróbować nowe spanko. Zobaczę co mi się na nim przyśni.

środa, 6 lipca 2011

Deszcz

I znów leje. Co za lipiec. Na szczęście teraz nie mój urlop. Innym tylko współczuć.
Mija tydzień jak oddałam swój rowerek do serwisu. Rowerek kilkuletni i od jakiegoś czasu zaczęły latać pedały(luzy). Ponieważ nie mam dobrych kluczy aby rozkręcić i złożyć na nowo suport postanowiłam pierwszy raz skorzystać z usług serwisu. Podobno niezbędna wymiana suportu na nowy. Ten który był był orginalny, więc nie rozumię dlaczego zły. Miało być dzień, dwa a minął już tydzień.


Druga sprawa która mnie nurtuje to łóżka w małym pokoju. Dwa tapczaniki kupione gdzieś sześć lat temu dogorywają. Jeden bardziej używany ma dołek po środku i podarty materiał a drugi jeszcze nie ale myślę że to kwestia roku.

Marzę o łóżkach sosnowych z materacami które można wyjąć, wywietrzyć lub za kilka lat wymienić na nowe. Nawet upatrzyłam w necie taki komplecik niedrogo. Ale najpierw wyjazd wakacyjny w sierpniu a potem mogę się zapożyczyć.
Z mojej malutkiej pensji trzeba powoli wydawać i z głową.

niedziela, 3 lipca 2011

Czerwcowy wyjazd

Wszyscy mówią -"nie boisz się sama jeździć?". A ja na to że nie. Ale to nie prawda. Przynajmniej nie do końca.
W tym roku po raz pierwszy wybrałam się w Beskidy. Beskidy to dość rozległy obszar a ja pojechałam do małej miejscowości Tokarnia w Beskidzie Makowskim. Nie mam doświadczenia nawet w tak niewysokich górach ale chciałam sprawdzić swoje możliwości kondycyjne i pobyć trochę sama z dala od gwaru ludzi. Pociąg z Łodzi do Krakowa(oczywiście najtańszy IR), kilka godzin w Krakowie i autobus do Tokarni. Prawie cały dzień w drodze w niezłym upale z plecakiem. 




Tokarnia może niczym specjalnym się nie wyróżnia, ale kilka kroków w bok a już wchodzimy w piękną spokojną okolice z małymi strumyczkami i łąkami mokrymi od rosy.




Oczywiście w przypadku mojej kondycji mieszczucha nogi bolały jakieś cztery dni zanim  przyzwyczaiły się do zupełnie innego chodzenia w górę i w dół. Na bardziej stromych podejściach serce waliło jak szalone ale nikt nie gonił i nie miał pretensji że wolno. Ciekawość tego co jest dalej i logika że przecież będzie łagodniej niosły do przodu. Nagrodą były piękne widoki, cisza i sielanka w Jaworzynach.




Szlaki turystyczne w okolicy są oznaczone ale turystów na początku czerwca brak. Śpiew ptaków, szum strumyków, zapach kwitnących ziół wręcz nie do opisania. Wszystko "happy" ale w lesie spotkałam także zwierza, mieszkańca tych terenów - dzika. Nawet go nie zobaczyłam tylko usłyszałam ze trzy metry od emnie. Uciekł, ale strach pozostał i towarzyszył mi już do końca. Postanowiłam że następnym razem pojadę jednak z kimś.






Chciałabym poznać osoby dwie może trzy abyśmy mogły razem łazić po takich okolicach (może z czasem coraz wyżej). Takie które będą czerpały radość z ciszy i piękna przyrody. Jest w Polsce wiele pięknych zakątków w których jeszcze nie byłam a życie ucieka a zdrowie przemija.

Działka


Dziś 3 lipiec. W grafiku cztery dni wolne zaplanowane wcześniej na jakiś krótki wakacyjny wyjazd. Pogoda pod psem. Od wczoraj pada i zimno. Miałam jechać na działkę do taty. Jeszcze wczoraj rano byłam dobrej myśli. Plecak po części spakowany a tu leje. Mam przeczucie że to najzimniejsze dni tego lata. Następna okazja na wyjazd dopiero w sierpniu w czasie urlopu. Mam nadzieję że wtedy pogoda dopisze. Działka jest w Szczutkowie blisko jeziora. Trochę lasu, trochę pól. Jeżdżę tam z Łodzi pociągiem do małego przystanku Wiktorowo.



Jezioro w Szczutkowie jest dość czyste ale ma tylko małe kąpielisko dla turystów. Latem bywa tłoczno. Zazdroszczę tym którzy umiejąc pływać pływają gdzie chcą. Ja muszę mieć grunt pod nogami. Jezioro jest największą atrakcją pobytu na działce. Sama działka jest mało ciekawa i dość prowizoryczna. Na dłuższą metę męczy szczególnie w upał. Szkoda mi jednak dzisiejszego wyjazdy. Miałam nadzieję na oderwanie się trochę od codzienności.

piątek, 1 lipca 2011

Początek

Zastanawiam się co da mi pisanie tego bloga. Mam potrzebę kontaktu z ludźmi. Mam potrzebę dzielenia się przemyśleniami i spostrzeżeniami. Odczuwam brak prawdziwych przyjaciół jak i zwykłych znajomych z którymi można porozmawiać lub wybrać się na wycieczkę. Wierzę że są osoby które warto poznać tylko ciężko do nich dotrzeć. Ale trzeba próbować różnymi sposobami. Odkryję tu pewnie trochę siebie ale nie ma się czego wstydzić.
Napiszę coś o sobie na początek. Jestem rozwódką po czterdziestce. Mam dwoje dorosłych dzieci. Mieszkamy razem z moją mamą. Sama jestem od 15stu lat i właściwie dobrze daję sobie radę. Żyjemy bardzo skromnie ale co roku gdzieś wyjeżdżam i nie wyobrażam sobie lata bez takiej przyjemności.
Właściwie powinnam cieszyć się z tego co jest, ale...